czwartek, 4 kwietnia 2013

RECENZJA ANTOLOGII "SCIENCE FICTION PO POLSKU"

Science fiction - tak jak wiele innych gatunków literackich - może pochwalić się specyficznością własną, jak i swoich potencjalnych odbiorców. Na pewno wciąż ewoluuje pod wpływem różnych trendów, lecz prawda jest taka, że klasyka wciąż kręci nas wszystkich (czyli nie zatopiły się w toni niepamięci sztuczne inteligencje, kosmiczne podróże i wszelakie eksperymenty). No i świetnie nadaje się do przetwarzania i pokazywania z kolejnej, zupełnie nieklasycznej perspektywy. Piszę o tym nie bez powodu - mam właśnie pod ręką książkę, w której co najmniej kilka tekstów ma znamiona łączenia starego z nowym doprawionego dobrym stylem, dzięki któremu oprócz doznań intelektualnych jest coś, bez czego czytanie byłoby tylko procesem, ale już nie aktem - frajda. Szczera frajda, którą zapewnić Wam może "Science fiction po polsku", antologia wydana przez oficynę Paperback.

Akcentu "narodowego" można doszukiwać się nie tylko w pochodzeniu autorów tekstów, lecz i w samej okładce - kosmonauta z husarskimi skrzydłami wygląda doprawdy smacznie, jest świetnym zagraniem. Wydawca przeprowadzał również głosowanie dotyczące graficznego stylu, w jakim ujęty miał być tytuł - o gustach się nie dyskutuje, to fakt, lecz tutaj nie ma nawet powodu do powstrzymywania się od jakiejkolwiek dyskusji. Książka wygląda po prostu dobrze.

A jej środek?

Uważam, że największym zagrożeniem dla antologii może być monotonność - w przypadku "Science fiction po polsku" nie musicie się jej obawiać. Przekrój tematyczny jest doprawdy szeroki - można tu znaleźć wariacje i miksy cybernetycznego sf z fantasy, znalazł się tekst poniekąd wpisujący się w zalewającą nas falę filmów i książek o opętaniach, fani horrorów klasy B zapoznają się z kolejnym klonem koszmaru George'a Romero, osoby nie stroniące od kryminału wciągnie po uszy pewna intryga, wiecznie wygłodniali czciciele post-apokalipsy też dostaną smakowite kąski, ba, nawet fani gagów i tekstów na "mniej poważnie" poczują się jak w domu. Wnioski są proste: za jedną z kluczowych cech antologii "Science fiction po polsku" można uznać radosną i kreatywną różnorodność. Książkę otwiera wstęp napisany przez Jakuba Ćwieka (oprócz tego przeczytacie również jego opowiadanie "Obroża"), który na pewno jest wstępem dobrym. Dlaczego? Dlatego, że jest w nim coś, co można zapamiętać, a nawet powtarzać znajomym (zwłaszcza, jeśli zajmują się słowem pisanym).

Antologia - co chyba łatwo jest ocenić po tym, co przeczytaliście powyżej - reprezentuje naprawdę wysoki poziom, aż chce się powiedzieć: Chryste, nareszcie coś, co rozrywa tę galaretowatą barierę nudy. Paweł Paliński ("Wszyscy jesteśmy dziećmi BOG-a") znów zaprasza nas do dłuższej opowieści, tym razem w klimatach biologicznych modyfikacji, problemów z definicją człowieczeństwa i czymś, co już nieraz można było dostrzec w jego tekstach - awersją do industrializmu, metropolii, ślepej megalomanii.
Miasto. Łakomy kąsek. Każdy chciałby zeń ukradkiem uszczknąć coś dla siebie. Miasto. Wyjący ogrom. Wieżowce w centrum sterczą pod niebo niczym ogromne czarne chińskie pałeczki wbite w miękkie i parujące dzielnice, ludzie to ryż, czerwie, a lśniące ulice imitują pasma wodorostów, agonalny wężowy splot; drżą stal i beton, wysokie, wysokie wielopiętrowce rozpłomienione u dołu, lodowate u góry. Gdy stanie się u ich sto, gdy zadrze się głowę, człowiekowi wydaje się, że stanowią oś wszechświata, że to one płyną poprzez przestrzeń, nie bataliony chmur ponad nimi. W rzadko widywane gorące usta słońca nikt nie śmie spoglądać wprost - Wszyscy jesteśmy dziećmi BOG-a
Boli za to błąd w druku, którego ofiarą padł autor...

W pamięć wgryza się również "Nadejście zimy" Andrzeja W. Sawickiego. To chyba tekst, który zaskoczył mnie najbardziej - chociażby ze względu na wspominane już połączenie cybernetyki ze światem rodem z klasycznego fantasy (a jakim cudem to 'trybi' i jak to w ogóle działa, przekonacie się po prostu podczas lektury tekstu).
Wyciągnął topór zza pasa i zakręcił nim młynka nad głową. Ostrze rozpaliło się pakietem antywirusowym i zamieniło w ognistą smugę - Nadejście zimy
Za to Piotr Sarota i jego "Z poradnika niepraktycznego przeżycia poatomowego" to propozycja dla osób lubiących cięte riposty, lekką groteskowość i przesadę, odważyłbym się stwierdzić, że i również klimaty rodem z Monty Pythona. Humoru można również dopatrywać się w zabawnych transkrypcjach czatów w "Placówce na prawo od Syriusza" Tomasza Duszyńskiego, choć to już tekst o wiele bardziej poważny. Co jeszcze zaskakuje i zapada w pamięć? Wspominałem coś o osobach, które lubią kryminalne intrygi? Jeśli tylko nie mają one uczulenia na wszechobecne w tym zbiorze sf, na pewno z przyjemnością przeczytają opowiadanie "Muñeca" (Istvan Vizvary).

Warto również dodać, że damska część autorów tej antologii radzi sobie naprawdę świetnie. Milena Wójtowicz snuje wystarczająco płynną i absorbującą narrację w swoim "Przeżyciu", zaś Agnieszka Hałas... Ech, jakby to ująć?

Gdybym miał wybrać autora, który popisał się najbardziej w "Science fiction po polsku" - wahałbym się chyba pomiędzy Agnieszką i Andrzejem. Nie wiem, czy na mój hurraoptymizm wywołany "Opowieścią o śpiących królewnach" wpływa w jakiś sposób to, że do tej pory czytałem teksty tej autorki w trybie <nieźle, ale czekam na coś naprawdę mocnego>, ale kogo to tak naprawdę obchodzi? Tekst Agnieszki ma specyficzny klimat, momentami wypływa na powierzchnię naprawdę dopracowany, inteligentny warsztat... tylko końcówka nieco mi nie 'podpasowała', było trochę drętwo, tak typowo, bez wstrząsającej dobitki.
Dziesięć minut później dostaję meldunek, że wszystkie kapsuły są podpięte. Przesuwam dźwignię. Na pulpicie kontrolnym zaczyna migać żółte światełko. Po chwili zmienia kolor na zielony i pali się już jednostajnie, a spod podłogi dobiega bulgot przywodzący na myśl perystaltykę w olbrzymim brzuchu. Płyn odżywczy zaczyna krążyć po instalacji - Opowieść o śpiących królewnach
Chciałoby się zakończyć recenzję tej książki w stylu startującej ku nieznanemu rakiety, lecz będę spał spokojnie, jeśli po prostu Wam ją gorąco polecę. Strasznie obawiam się naszych rodzimych antologii (często świetnie wyglądają, kuszą nazwiskami, a potem okazuje się, że reprezentują łamiące serce stany średnie). "Science fiction po polsku" osiąga godny poziom i każdy fan science fiction (niezależnie od tego, czy wierzy w pojęcia takie jak hard science fiction czy nie) powinien mieć ją na półce.

Wojciech A. Rapier

PS Skromny apel. Drodzy wydawcy - zajmijcie się Agnieszką, jakim cudem tej dziewczyny nie ma w księgarniach i działa ostatnio na własną rękę? Wasi redaktorzy ją przegapili? Come on!

DZIĘKUJEMY WYDAWNICTWU PAPERBACK 
ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZENCKIEGO  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz