Nawet nie wiem, od czego zacząć.
Niektórzy twierdzą, że liczy się to, jak się kończy, ale, moim zdaniem, żeby z gracją wytracić duży impet, trzeba się najpierw porządnie rozpędzić. Możliwe, że dodałem nieco gazu, w ogóle stawiając tę stronę na nogi, jednocześnie męcząc się z ułomnościami bloggera (zapewne może być i będzie gorzej, ha-ha!), ale z drugiej strony - to niezbyt dużo. Fura drgnęła z miejsca, zaskomliła zawieszeniem na wyboju, kurz zleciał z dachu, zaskoczyły światła (chociażby jedno, ale to już coś), a horyzont rzucił się do ucieczki.
I pieprzyć to całe kończenie z gracją, skupmy się tylko na ciągłym rozpędzaniu.
Ta strona fanowska ma już formę, w której jest w ogóle do przyjęcia. Zależało mi na tym, żeby była miła dla oka, schludna (o ile można tak powiedzieć) i dokładna. Zanim w ogóle powstała, miałem na myśli miejsce, w którym znajdują się chronologicznie ułożone publikacje, odsyłacze do recenzji i przestrzeń dla newsów związanych z autorem (i już z tego miejsca życzę mu, żeby było ich jak najwięcej). Oczywiście może to i równie dobrze znajdować się na stronie samego Pawła Palińskiego, lecz wtedy działa w inny sposób. Strona tworzona i komentowana przez fanów to samonapędzający się mechanizm. Autor jest gdzieś obok jako odbiorca (i postać "na celowniku"), za to my (mam nadzieję, że często będzie padać tutaj to słowo) komentujemy, oceniamy, zachęcamy siebie nawzajem i organizujemy happeningi. Wszystko rozgrywa się na neutralnym gruncie, a do wyrazów takich jak "zachwyt" nie można dokleić przedrostka "auto", ponieważ pisarz w niczym nie macza palców. Przypadkowy odbiorca dostaje szansę na stwierdzenie, że ten cały Paliński musi robić coś niezwykłego, jeśli komuś chce się bezinteresownie bawić w jego internetowego piewcę.
I nie oszukujmy się, tworząc tę stronę, musiałem liczyć na to, że prędzej czy później znajdą się osoby, które zechcą do niej od czasu do czasu zaglądać i w miarę regularnie pisać coś na potrzeby Trikketów...; rzecz jasna wciąż w to wierzę. Jeżeli stanie się inaczej, może nie skoczę z mostu, ale na pewno stracę wiarę w polski półświatek czytelniczy (słowo "świat" jakoś nie mogło przejść mi przez klawiaturowe gardło).
Na twórczość Pawła natknąłem się pierwszy raz przy lekturze "Pokoju do wynajęcia". Po przeczytaniu wszystkich zawartych tam tekstów moje wnioski były stosunkowo proste - uznałem "Krawaty Koltaya" za jeden z najbardziej napiętych mięśni tworzących tę książkę. I, gdy odrzucę cały balast górnolotnych porównań i prawie-wazeliny, pozostają mi słowa lekkie jak wspomnienia z dzieciństwa: opowiadanie Pawła - najmniej banalne ze wszystkich - zostało napisane w ten niepokojący, 'chirurgiczny' sposób.
Potem, po trzech latach wpadły mi w ręce "4 pory mroku". Wyszarpałem je z kosza z przecenionym książkami, nie pamiętam już, ile za nie zapłaciłem, ale nie była to nawet połowa ceny okładkowej. I tu chyba napotykamy na jeden z dowodów mojego czytelniczego zboczenia - po przeczytaniu wszystkich opowiadań zrobiło mi się jakoś żal, że nie zapłaciłem więcej. Potem przypomniałem sobie, że nie był to jedyny egzemplarz w koszu, że leżało ich tam całkiem sporo.
Dość nieprzyjemne skojarzenie z resztkami po obiedzie.
Jakoś w lipcu, mając ten zbiór na podorędziu w domku nad jeziorem, oglądałem okładkę, kartkowałem, wąchałem strony (tak, robię to nagminnie) i zastanawiałem się, dlaczego tak krótko trwało echo po owej publikacji. Może nie przeczytałem wszystkich polskich antologii i powieści grozy, ale uważam, że był to jeden z najmocniejszych - jeśli nie najmocniejszy - debiutów 'książkowych' w naszym kraju. Do tego dochodzi fakt, że mógłbym długo wymieniać wielu wypromowanych (i do zarzygu chwalonych przez recenzentów) autorów, którzy - pomińmy już kwestię ich pomysłów i konstruowanych przezeń fabuł - są daleko w tyle za Palińskim pod względem warsztatu.
Niejednokrotnie odczuwałem zażenowanie, gdy czytałem niezwykle pozytywną opinię książki, która mnie nudziła lub najzwyczajniej męczyła. Polska literatura fantastyczna, a zwłaszcza literatura grozy, orbituje wokół wyeksploatowanych do cna pomysłów, a gdy do tego dorzucimy styl przywodzący na myśl nieco ambitniejsze wypracowanie szkolne, powstaje niezamierzona, literacka groteska; kolejna, która na Internetowych portalach zależnie od przyjętych tam skal oceniania dostanie szóstkę lub dziesiątkę. Ewentualnie piątkę-dziewiątkę-plus, "bo autora był o w tym jakby za ma mało i książka nie do końca pokazała mi jego duszę". Słodki Jezu. Ten sam rak pożera światy innych gatunków; literatura popularna przechodzi ciężką próbę w naszym kraju.
Czy Was to nie denerwuje? Czy naprawdę tylko mnie popaprało się pojęcie jakości i wybrzydzam?
Trzeźwo myślący recenzenci wykazują swoistą tęsknotę za Palińskim i ciągle nazywają aktualny okres jego twórczości "ciszą po głośnym debiucie". Piszą: "(...) głosu udzielono Palińskiemu, który udowadnia, że warto pokładać w nim nadzieje. Po tym, jak narobił wszystkim smaku świetnym zbiorem „4 pory mroku”, Paweł na długo przycichł i nawet jeśli „Marzenie” nie jest jeszcze znakiem jego trwałego powrotu na polską scenę grozy, to przynajmniej wiadomo, że jest na co czekać" (Agnieszka Brodzik, recenzja antologii "11 cięć"). Po cięciach... była "Księga wojny", potem "Głos Lema" (i głosy - tym razem recenzentów - mówiące, że tekst Palińskiego równie dobrze mógłby znaleźć się w antologii "Głos Kafki"), na końcu zaś wciąż ciepła publikacja, to jest drugi tom serii City (wydawnictwo Forma).
Jestem pewien, że wiele osób, które zapamiętały "4 pory mroku" liczy na kolejny zbiór lub - daj Bóg! - powieść.
Paliński podczas wywiadu radiowego mówił, że "ciekawiej byłoby poeksperymentować z materią, czyli z językiem i formą", po tym, jak stwierdził, że historie (nie tylko historie grozy) są podawane w naszym kraju ciągle w ten sam sposób. "To wszystko miało pokazać, że jest o co walczyć na tym naszym polskim poletku horrorowym". Dodał, że możne zostać użyty "język, który nie będzie popychaczem akcji, lecz czymś, nad czym można się głębiej zastanowić". Cały żart polega na tym, że nie jest to czcze gadanie; Paliński jakby zapisał na liście rzeczy do zrobienia "uszlachetnij grozę", "ożyw formę", "zaskocz czytelnika", "uczyń stare motywy oryginalnymi" i odhaczył to wszystko, jakby od niechcenia, lekką ręką. Szast-prast, zrobione, ja dziękuję, dobranoc, rachunek przyślemy pocztą.
Gdy przeglądam recenzje jego zbioru (lub czytam wzmianki o opowiadaniach Pawła zawartych w innych antologiach) dziwi mnie jedna rzecz. Otóż wielu recenzentów za minus uznaje umieszczenie akcji w realiach zgoła niepolskich. Szczerze mówiąc, uważam, że równie mądrze byłoby zarzucać Lemowi (niby co z tego, że to inny gatunek?) to, że "opuszczał" kraj, pokonując stratosferę i wygodnie rozsiadał się z fabułą przed nosem dopiero tam, gdzie wytracił prędkość rozbuchanego intelektu.
Zrobiło się strasznie poważnie (i, o zgrozo, poetycko), ale ja po prostu stwierdzam, że, drodzy chłopcy i dziewczęta, to naprawdę kiepski zarzut. Zupełnie serio! Lepiej czepiać się czegoś innego.
Ośmieliłbym się dodać, że to wręcz jakiś 'sceneryjny' rasizm. Doprawdy, wolę ambitną i oryginalną grozę (stroniącą od widocznych na pierwszy rzut oka zamków błyskawicznych, kiepskich podróbek kingowskich, małomiasteczkowych prań mózgów i fabuł tak idiotycznych, że jedynym sposobem na zamknięcie historii jest uznanie wszystkiego za sen głównego bohatera) osadzoną w świecie za oceanem niźli tutaj, w krainie niedokończonych autostrad i ściętych głów nabrzmiałych od marzeń.
Obawiałem się patosu i zbyt oficjalnego (tandetnego?) tonu. Możliwe, że nie ominąłem tego w zakładce "JA, FAN", która, jakby nie patrzeć, jest całkiem ważna, bo pokrótce (na pewno w porównaniu do tego przydługiego wpisu startowego) wyjaśnia jaka idea przyświeca tej witrynie (i, oczywiście, człowiekowi, który powołał ją do życia); jeżeli tak się stało, nie szkodzi. Wielkie i małe początki wielkich i małych rzeczy czasem łączy z pozoru kiepskiej jakości spoiwo w postaci hurraoptymizmu i nadętych przemówień. Z czasem spoiwo twardnieje i pozostaje już tylko to, o co można rozbić jak o kamień głowę lub butelkę szampana: fakty. Tylko fakty.
Tak więc start mamy niezły, bo 'wyjściowe' fakty są takie, że Paliński to dobry pisarz.
Pozostaje mi zapraszać wszystkich zainteresowanych (tych zupełnie nie - również!) do odwiedzania jego witryny oraz strony fanowskiej, którą właśnie przeglądasz, Internauto. Zapraszam również do tworzenia ich obu; pierwszej poprzez komentarze, drugiej również, a także - w szczególności - poprzez sam materiał, który inni będą mieli przyjemność ocenić i posłać dalej w świat.
Niech moc będzie z Wami, a lembas nigdy się nie kończy.
Stay tuned!
Wojciech A. Rapier
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz