Science fiction - tak jak wiele innych gatunków literackich
- może pochwalić się specyficznością własną, jak i swoich potencjalnych
odbiorców. Na pewno wciąż ewoluuje pod wpływem różnych trendów, lecz prawda
jest taka, że klasyka wciąż kręci nas wszystkich (czyli nie zatopiły się w toni
niepamięci sztuczne inteligencje, kosmiczne podróże i wszelakie eksperymenty). No
i świetnie nadaje się do przetwarzania i pokazywania z kolejnej, zupełnie
nieklasycznej perspektywy. Piszę o tym nie bez powodu - mam właśnie pod ręką
książkę, w której co najmniej kilka tekstów ma znamiona łączenia starego z
nowym doprawionego dobrym stylem, dzięki któremu oprócz doznań intelektualnych
jest coś, bez czego czytanie byłoby tylko procesem, ale już nie aktem - frajda.
Szczera frajda, którą zapewnić Wam może "Science fiction po polsku",
antologia wydana przez oficynę Paperback.
Akcentu "narodowego" można doszukiwać się nie
tylko w pochodzeniu autorów tekstów, lecz i w samej okładce - kosmonauta z
husarskimi skrzydłami wygląda doprawdy smacznie, jest świetnym zagraniem. Wydawca
przeprowadzał również głosowanie dotyczące graficznego stylu, w jakim ujęty
miał być tytuł - o gustach się nie dyskutuje, to fakt, lecz tutaj nie ma nawet
powodu do powstrzymywania się od jakiejkolwiek dyskusji. Książka wygląda po
prostu dobrze.
A jej środek?
Uważam, że największym zagrożeniem dla antologii może być
monotonność - w przypadku "Science fiction po polsku" nie musicie się
jej obawiać. Przekrój tematyczny jest doprawdy szeroki - można tu znaleźć
wariacje i miksy cybernetycznego sf z fantasy, znalazł się tekst poniekąd
wpisujący się w zalewającą nas falę filmów i książek o opętaniach, fani
horrorów klasy B zapoznają się z kolejnym klonem koszmaru George'a Romero, osoby
nie stroniące od kryminału wciągnie po uszy pewna intryga, wiecznie wygłodniali
czciciele post-apokalipsy też dostaną smakowite kąski, ba, nawet fani gagów i
tekstów na "mniej poważnie" poczują się jak w domu. Wnioski są
proste: za jedną z kluczowych cech antologii "Science fiction po
polsku" można uznać radosną i kreatywną różnorodność. Książkę otwiera
wstęp napisany przez Jakuba Ćwieka (oprócz tego przeczytacie również jego
opowiadanie "Obroża"), który na pewno jest wstępem dobrym. Dlaczego?
Dlatego, że jest w nim coś, co można zapamiętać, a nawet powtarzać znajomym
(zwłaszcza, jeśli zajmują się słowem pisanym).
Antologia - co chyba łatwo jest ocenić po tym, co
przeczytaliście powyżej - reprezentuje naprawdę wysoki poziom, aż chce się
powiedzieć: Chryste, nareszcie coś, co rozrywa tę galaretowatą barierę nudy. Paweł
Paliński ("Wszyscy jesteśmy dziećmi BOG-a") znów zaprasza nas do
dłuższej opowieści, tym razem w klimatach biologicznych modyfikacji, problemów
z definicją człowieczeństwa i czymś, co już nieraz można było dostrzec w jego
tekstach - awersją do industrializmu, metropolii, ślepej megalomanii.
Miasto. Łakomy kąsek. Każdy chciałby zeń ukradkiem uszczknąć coś dla siebie. Miasto. Wyjący ogrom. Wieżowce w centrum sterczą pod niebo niczym ogromne czarne chińskie pałeczki wbite w miękkie i parujące dzielnice, ludzie to ryż, czerwie, a lśniące ulice imitują pasma wodorostów, agonalny wężowy splot; drżą stal i beton, wysokie, wysokie wielopiętrowce rozpłomienione u dołu, lodowate u góry. Gdy stanie się u ich sto, gdy zadrze się głowę, człowiekowi wydaje się, że stanowią oś wszechświata, że to one płyną poprzez przestrzeń, nie bataliony chmur ponad nimi. W rzadko widywane gorące usta słońca nikt nie śmie spoglądać wprost - Wszyscy jesteśmy dziećmi BOG-a
Boli za to błąd w druku, którego ofiarą padł autor...
W pamięć wgryza się również "Nadejście zimy" Andrzeja W. Sawickiego. To chyba tekst, który zaskoczył mnie najbardziej - chociażby ze względu na wspominane już połączenie cybernetyki ze światem rodem z klasycznego fantasy (a jakim cudem to 'trybi' i jak to w ogóle działa, przekonacie się po prostu podczas lektury tekstu).
W pamięć wgryza się również "Nadejście zimy" Andrzeja W. Sawickiego. To chyba tekst, który zaskoczył mnie najbardziej - chociażby ze względu na wspominane już połączenie cybernetyki ze światem rodem z klasycznego fantasy (a jakim cudem to 'trybi' i jak to w ogóle działa, przekonacie się po prostu podczas lektury tekstu).
Wyciągnął topór zza pasa i zakręcił nim młynka nad głową. Ostrze rozpaliło się pakietem antywirusowym i zamieniło w ognistą smugę - Nadejście zimy
Za to Piotr Sarota i jego "Z poradnika niepraktycznego
przeżycia poatomowego" to propozycja dla osób lubiących cięte riposty,
lekką groteskowość i przesadę, odważyłbym się stwierdzić, że i również klimaty
rodem z Monty Pythona. Humoru można również dopatrywać się w zabawnych
transkrypcjach czatów w "Placówce na prawo od Syriusza" Tomasza
Duszyńskiego, choć to już tekst o wiele bardziej poważny. Co jeszcze zaskakuje
i zapada w pamięć? Wspominałem coś o osobach, które lubią kryminalne intrygi? Jeśli
tylko nie mają one uczulenia na wszechobecne w tym zbiorze sf, na pewno z przyjemnością
przeczytają opowiadanie "Muñeca" (Istvan Vizvary).
Warto również dodać, że damska część autorów tej antologii
radzi sobie naprawdę świetnie. Milena Wójtowicz snuje wystarczająco płynną i
absorbującą narrację w swoim "Przeżyciu", zaś Agnieszka Hałas... Ech,
jakby to ująć?
Gdybym miał wybrać autora, który popisał się najbardziej w
"Science fiction po polsku" - wahałbym się chyba pomiędzy Agnieszką i
Andrzejem. Nie wiem, czy na mój hurraoptymizm wywołany "Opowieścią o
śpiących królewnach" wpływa w jakiś sposób to, że do tej pory czytałem
teksty tej autorki w trybie <nieźle, ale czekam na coś naprawdę
mocnego>, ale kogo to tak naprawdę obchodzi? Tekst Agnieszki ma
specyficzny klimat, momentami wypływa na powierzchnię naprawdę dopracowany,
inteligentny warsztat... tylko końcówka nieco mi nie 'podpasowała', było trochę
drętwo, tak typowo, bez wstrząsającej dobitki.
Dziesięć minut później dostaję meldunek, że wszystkie kapsuły są podpięte. Przesuwam dźwignię. Na pulpicie kontrolnym zaczyna migać żółte światełko. Po chwili zmienia kolor na zielony i pali się już jednostajnie, a spod podłogi dobiega bulgot przywodzący na myśl perystaltykę w olbrzymim brzuchu. Płyn odżywczy zaczyna krążyć po instalacji - Opowieść o śpiących królewnach
Chciałoby się zakończyć recenzję tej książki w stylu
startującej ku nieznanemu rakiety, lecz będę spał spokojnie, jeśli po prostu
Wam ją gorąco polecę. Strasznie obawiam się naszych rodzimych antologii (często
świetnie wyglądają, kuszą nazwiskami, a potem okazuje się, że reprezentują łamiące serce stany średnie). "Science fiction po polsku"
osiąga godny poziom i każdy fan science fiction (niezależnie od tego, czy
wierzy w pojęcia takie jak hard science fiction czy nie) powinien mieć ją na
półce.
Wojciech A. Rapier
PS Skromny apel. Drodzy wydawcy - zajmijcie się Agnieszką, jakim cudem tej
dziewczyny nie ma w księgarniach i działa ostatnio na własną rękę? Wasi redaktorzy ją przegapili? Come on!
DZIĘKUJEMY WYDAWNICTWU PAPERBACK
ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZENCKIEGO